Skip to playerSkip to main content
#dailymotion #youtube #facebook #twitter #twitch #motiongraphics #deezer #tv #dlive #instagram #stream #motion #twitchstreamer #fightingmentalillness #twitchclips #twitchretweet #twitchaffiliate #twitchshare #ant #scribaland #tiktok #grecja #spotify #gelio #gry #vimeo #google #motionmate #youtuber #greekquotes
Transcript
00:00:00Śniadanie o dwunastej.
00:00:25Tu nakryłeś przed kominkiem, dobrze.
00:00:29O pierwszej Maciej zaprzęgnie cztery konie do kocza, niech czeka.
00:00:32Przed gankiem wszystko w porządku, idź.
00:00:34Pojedziesz ze mną do Krzewina?
00:00:37Na spotkanie ciuci Anieli bardzo chętnie.
00:00:40Nie na spotkanie, a raczej na jej złowienie, moja kochana siostra.
00:00:45Mimo swoich lat pięćdziesięciu zawsze jeszcze młoda, roztargniona, roztrzepana.
00:00:49Gotowa dopiero sobie na noclegu przypomnieć, że z Krzewina miała zboczyć do Nadwiślan.
00:00:54Tego przecież nie zrobi.
00:00:55Wiesz, kiedy ja co mówię, to tak jest, a nie inaczej.
00:00:58A długoż się Cianiela z nami zabawi?
00:01:01Spodziewam się, że do twojego ślubu.
00:01:03Do którego tylko narzeczonego nie dostaję.
00:01:06Z Naopolu trudno w trzech dniach przyjechać.
00:01:09Zapewne, zapewne.
00:01:11Nareszcie im dłużej pojedzie tym lepiej.
00:01:14Wando, co znaczy ta obojętność?
00:01:16Ależ kochana ciociu, ja nie znam mojego szanownego narzeczonego. Nie mogę być za tym, jak tylko całkiem obojęt.
00:01:22Jednak idziesz za niego.
00:01:24Tak, jestem ci posłuszna, dałam słowo.
00:01:27I nie będziesz tego żałować? Ja ręczę.
00:01:30Żałować nie można tylko tego, czego się pragnie.
00:01:33I czegoś ty pragniesz?
00:01:35Niczego. Tak źle i tak niedobrze. Wszystko jedno.
00:01:40Tak to wszystko jedno? Wyjść za mąż? Czy zostać wdową? Wszystko jedno?
00:01:45Wszystko jedno.
00:01:46Że cię wydano za starego generała.
00:01:49Że twoje z nim sześciomiesięczne pożycie nie było szczęśliwe.
00:01:54Nie wypływa stąd, aby i po raz drugi tak być miał.
00:01:58A dlaczego, żeby nie?
00:01:59Bo generał był stary, a Alfred Tulski jest młody.
00:02:02Cóż to znaczy?
00:02:04Co znaczy?
00:02:05Panna Figaszowska, co znaczy?
00:02:08Wiele znaczy i ja powiadam.
00:02:11Przytem Alfred ma reputację.
00:02:13Przyjemnego i rozumnego człowieka.
00:02:16Prawdziwie nie jesteś wdzięczna losowi,
00:02:18że cię tak gładko z ciernistej na kwiecistą wyprowadził drogę?
00:02:23Kwiecistą? A któż to wiedzieć może?
00:02:26Ja.
00:02:27A kiedy ja co powiem, to pewnie tak jest, a nie inaczej.
00:02:30Pan radca Stanu Tulski, mój najdawniejszy przyjaciel,
00:02:34któremu wierzę i ufam, jak sobie samej ręczy za gruntowne przymioty swojego synowca,
00:02:40zapisuje mu cały majątek, jeżeli się z tobą ożeni z tobą,
00:02:44która w tym razie staniesz się sukcesarką moją.
00:02:47Bardzo jestem wdzięczna.
00:02:49Ale, że pan Alfred jest sekretarzem ambasady w Neapolu od lat pięciu,
00:02:56a ty bawisz w Nadwiślanach, trudno było was inaczej skojarzyć,
00:03:01jak na drodze poprzednich familijnych układów.
00:03:04I to bądź przekonana do szczęścia najpewniejsza droga.
00:03:08Z romansów rzadko kiedy co dobrego wyniknie.
00:03:11A ta panna Figaszewska, jak ją widzisz, miała dawnymi laty trzech konkurentów.
00:03:18Cztery.
00:03:19Jeden nawet utopił się dla mnie.
00:03:22Wielkich przymiotów kawaler.
00:03:25Wdowie.
00:03:27Pan Krupski.
00:03:29Krupski.
00:03:31A jak zaczęła przebierać, przebierać, tak i na koszu osiadła.
00:03:35A ja miałam zawsze kawalerów, konkurentów.
00:03:40Pod dostatkiem.
00:03:42Panna Figaszewska.
00:03:44O, po piętnastu.
00:03:46O, Figaszewsiu.
00:03:48I pan, że po piętnastu.
00:03:50Nie licząc rozumie się pana tulskiego starościca.
00:03:54Róbwać fanna swoją pończoszkę nie lubię, kiedy ktoś się niepytany odzywa.
00:03:58Otóż moja Wanda.
00:04:00Miałam dużo konkurentów, a jednak spuściłam się na wybór rodziców i nigdy tego nie żałowałam.
00:04:07Nie wątpię, kochana ciociu.
00:04:09Dlatego wypełniam twoją wolę, oddając rękę zupełnie mi nieznanemu panu Alfredowi.
00:04:16Otóż i poczta.
00:04:19No tak.
00:04:22A od Julki z Warszawy.
00:04:32Na prędce piszę do was, aby list mógł jeszcze dzisiejszą odejść pocztą.
00:04:39O, Jezus.
00:04:41O, ja w co?
00:04:43I aby was doszedł przed wizytą, względem której trzeba, abyście były ostrzeżone.
00:04:49W tych dniach Alfred Tulski wrócił z Napoli. Widzisz?
00:04:53Układy Stria przyjął.
00:04:57O, powinna była dodać łaskawie.
00:04:59Ale przecież to nie on pisze, jednak pod warunkiem.
00:05:01O, i warunek coraz lepiej.
00:05:03Słuchaj, że pod warunkiem, aby pierwej Wandę poznał osobiście.
00:05:07O, poddałam się więc na łaskę i nie łaskę.
00:05:11Wyjeżdża stąd pod przybranym nazwiskiem.
00:05:13Starać się będzie wkraść do amazońskiego grodu, jak tu wasz dom zowią.
00:05:20Gdy mu powiedziano, że to jest rzeczą niepodobną, uśmiechnął się tylko dyplomata.
00:05:26Niełatwo daje się zrazić.
00:05:28Opisu jego osoby nie robią, bo wszystkie sobie podobne.
00:05:32Powiem tylko, że ma bliznę nad okiem.
00:05:35To znak niezawodny.
00:05:36Całuję was serdecznie.
00:05:38P.S. Ktoś mi powiedział, że pan radca bardzo cierpiący.
00:05:41Nieboga.
00:05:42P.S. Dla zaspokojenia wszelakowandy
00:05:47załączam portret jej czcigodnego narzeczonego.
00:05:50Całuję was.
00:05:51O, szalona Julka.
00:05:53Piękna figura.
00:05:56No na Boga.
00:05:58Nie lekaj się, a co na pan Alfred piękniejszy.
00:06:01Pozwolisz jednak, ciocia, że się uważać.
00:06:03Będę jako uwolniona od danego słowa.
00:06:06Ale jeżeli ci się podoba.
00:06:08Ach, tak, jeżeli.
00:06:10Ach, cóż tam za ulewa.
00:06:12Trudno będzie podobno jechać do Krzewina.
00:06:15Na deszcz uważać nie będę.
00:06:17Patrz, ciociu.
00:06:19Ktoś w ogrodzie schronił się przed deszczem pod drzewo.
00:06:23To on, pan Mofigaszewska.
00:06:26To on.
00:06:27Kto?
00:06:28Alfred, Alfred.
00:06:29Ciocia zawsze widzi we wszystkich czyhających adoratorów.
00:06:33Ale to on i ja opowiadam.
00:06:35I raczej jakiś wojskowy.
00:06:38Aha, wojskowego, więc przybrał rolę.
00:06:40Dobrze, dobrze.
00:06:41Zobaczył nas, kłania się.
00:06:43Tak, tak.
00:06:44Alfred czy nie Alfred?
00:06:46Na deszczu go zostawić nie wypada.
00:06:48I zaprosić można bezpiecznie.
00:06:50Bo to jest Alfred.
00:06:51Ja nęczę w ogrodzie, w deszcze.
00:06:53W okna patrzę.
00:06:54Dobrze, znam się.
00:06:57Na tym wiem, co go znasz.
00:06:59Jakiś pan schronił się w ogrodzie przed deszczem pod wielkiego kasztana.
00:07:04Idź, proś go do nas.
00:07:05Ale oświadcz mu przy wstępie do domu, że tu dłużej jak godzinę nikomu bawić nie dozwolono.
00:07:10Na co tego mała gościnność, a wielka niegrzeczność.
00:07:12Dobrze, dobrze.
00:07:13Idź, zrób co każe.
00:07:14O, wprawdzie wiecie, że to bardzo śmiesznie i dlatego słusznie...
00:07:18Nazwano mój dom amazońskim grodem, prawda?
00:07:21Ja wiem, wiem, co mówią w Warszawie.
00:07:23Że przy zwodzonym moście stoi straż w kornetach.
00:07:26Że ja przez kratę zagadki zadaję.
00:07:28Biadam łodzieńcowi, jeżeli nie odgadnię.
00:07:30Wiem, co mówią, w Warszawie się śmieją.
00:07:33Dowoli ja z wytkniętej drogi nie zejdę, póki nie pójdziesz za Alfreda.
00:07:37Potem mój dom dla mężczyzn zamkniętym pozostanie.
00:07:42I tak będzie, no kiedyś to się skończyć musi.
00:07:53Korzystam z danego mi pozwolenia.
00:07:56Jestem Barski, kapitan artylerii.
00:08:01Jestem Kasztelanowa Zawiejska, pani Malska, moja siostrzenica, panna Figaszewska.
00:08:07Pan Barski.
00:08:10Kapitan artylerii.
00:08:13Panna Figaszewska, widzisz?
00:08:16Tu.
00:08:17Panu, widzisz tam?
00:08:19Widzę.
00:08:21A cóż tu sprowadza pana kapitana?
00:08:24Jadłem do familii.
00:08:26Furman zajechał na popas, ja tymczasem wziąłem tekę i ołówki i zająłem się rysunkiem niektórych widoków tej pięknej okolicy.
00:08:35I dopiero krople deszczu padając na papier rozstrzegły, że trzeba gdzieś szukać schronienia.
00:08:41Muszę wyznać z wdzięcznością, że w sam czas otrzymałem łaskawe zaproszenie, bo przed tak mocnym deszczem jesienne liście niedługo osłaniać mogą.
00:08:49Przekonałeś się pan kapitan, że niebezpiecznie zbaczać zbitej drogi za ujmującymi widokami.
00:08:59Przeciwnie. Nawet i niebezpieczeństwo, które by mi ułatwiło wstęp do jej domu byłoby mi przyjemnym.
00:09:06A tak, wstęp do domu.
00:09:08Dobrze udaje wojskowego, nie ma co mówić.
00:09:11Zatem pan służysz w wojsku.
00:09:16Jestem kapitanem.
00:09:18I dawno już pan służysz?
00:09:20Lat dziesięć.
00:09:22I pan byłeś na wojnie?
00:09:25Byłem, panie.
00:09:27A widzę bliznę nad okiem. Gdzież to pan byłeś ranny?
00:09:31W małej utarczce. Draśnięcie.
00:09:34Pan sekretarz? Gładko, kładnie.
00:09:39Wyjeżdżamy z domu, dlatego zastajesz nas pan przy rannym obiedzie.
00:09:44Czy nie zechcesz podzielić go z nami?
00:09:46Bardzo chętnie. Przechadzka i deszczowa kąpiel zaostrzył apetyst.
00:09:51A więc proszę.
00:09:57Pan nafiga szeska gdzieś z postem.
00:10:01Proszę bardzo.
00:10:03Pan kapitan, jedziesz z Warszawy?
00:10:07Tak pani, z Warszawy.
00:10:10Mamy tam mnóstwo znajomych.
00:10:12Nie słyszał pan tam co nowego?
00:10:15Nic pani.
00:10:16Nic co warto byłoby powtórzyć.
00:10:19Pan kapitan, jedziesz na urlop.
00:10:25Może w zamiarze żenienia się?
00:10:28Jak to teraz moda u panów kapitanów wojskowych?
00:10:31Nie pani.
00:10:32Dopiero drugi rok, jak obdowiałem Bogu dzięki.
00:10:35Źle się wyraziłem co osoba.
00:10:39Nie, owszem dobrze, bo otwarcie.
00:10:42Muszę powiedzieć na uniewinnienie moich wyrazów, że miałem żonę młodą, piękną, rozumną i byłaby doskonałością, gdyby nie jedna wada.
00:10:52A tą wadą?
00:10:54Złość.
00:10:55Była zła?
00:10:57Jak czysta diała.
00:10:59Chciałem powiedzieć, bardzo, bardzo zła.
00:11:04Teraz pocieszam się myślą, że moje dwuletnie z nią pożycie odkupi wiele z moich grzechów.
00:11:11A to dziwne podobieństwo kolei naszych losów.
00:11:13Ja rok temu drugi jako wdowiałam.
00:11:17Może pan kapitan służył pod rozkazami generała Malskiego?
00:11:21Jej świętej pamięci męża.
00:11:23Nie pani.
00:11:24Znałem go wszakże z widzenia.
00:11:26Byłby... był doskonałością, gdyby nie jedna wada.
00:11:30To jest?
00:11:31Był nudziarzem.
00:11:33Nad wszelki wyraz i pojęcie moje sześciomiesięczne z nim pożycie było ciągłą męczarnią.
00:11:40Którą jednak sojdzie wynagrodził szlachetnym czynem.
00:11:44Jakim czynem?
00:11:45Swoją śmiercią.
00:11:46Nie no, ja tak dalece.
00:11:48Przy tym przyznać trzeba, że umarł dość prędko.
00:11:51A nudziarze zwykle decydują się z wielką trudnością.
00:11:55Spodziewam się, że tym razem będziesz szczęśliwsza.
00:12:00Pani idziesz za mąż?
00:12:03Tak to podobno.
00:12:05Pewnie pan kapitan znasz w Warszawie radcę stanu tulskiego?
00:12:11Nie, nie znam.
00:12:13A więc radca stanu.
00:12:17To mi się wydaje coś za nadto poważnego dla pani.
00:12:21Ostrzec przy tym muszę, że nudziarze biurowi o wiele gorsi od szeregowych.
00:12:25Zażywają tabakę, noszą wadowane szlafroki w kwiaty.
00:12:31Lubo i pan radca stanu nie jest nudziarzem.
00:12:35Nie o nim jednak mowa, ale o jego synowcu, Alfredzie Tulskim, sekretarzu ambasady.
00:12:42A, dyplomata.
00:12:46Dyplomata.
00:12:48Niebezpiecznie.
00:12:50A cóż pan kapitan, masz przeciwko dyplomacji?
00:12:53Właściwie nic.
00:12:55Ale jako wojskowy duszą i ciałem nie lubię wybiegów i gmat faniny jakiego bądź one są rodzaju.
00:13:01Czy tak?
00:13:03Zresztą trzeba przyznać, że w dyplomacji jest wielu ludzi honoru.
00:13:06I pan Tulski zapewne liczy się do tychże, skoro umiał pozyskać to, czego mu niejeden zazdrościć musi.
00:13:15A, pewnie, pewnie pan Alfred jest człowiekiem honoru i, jak miarkuję, dowcip.
00:13:21Ale czy prace dyplomatyczne nie pozbawiły jego charakteru staropolskiej otwartości?
00:13:28Oto pytanie.
00:13:30Jak się panu zdaje?
00:13:31Znając go dobrze i zapewne od dawna pani lepiej ode mnie odpowiedzieć sobie może.
00:13:38Ale ja go nie znam wcale, nigdy go nie widziałam do dziś dnia.
00:13:42Jak to? Pani nie znasz tego, któremu więcej niż życie, bo pokój i szczęście życia powierzasz?
00:13:50Ale jej krewni, jej przyjaciele znają go dobrze.
00:13:53Krewni z nim żyć nie będą.
00:13:54Tak jednak postępowali nasi antenaci i pewnie więcej było dobrych małżeństw niż teraz, panno Fiejgaszeska.
00:14:02Niech mi dziadunie i babunie przebaczą, ale to niedobrze.
00:14:06Jest to poddawać uczucia serca rachubie rozumu.
00:14:10A gdybyś nawet szczęście w związku małżeńskim było tylko iluzją, dlaczegoż się jej pozbawiać przed czasem?
00:14:17Żartuj pan sobie, żartuj.
00:14:21A ty nie żartuję wcale.
00:14:23Nareszcie jej powierzchowność może być antypatyczną, tuż na ten czas.
00:14:28Mnie na przykład nos kończaty, bekasi jest nieznośny.
00:14:34Prędzej zostałbym kamedułą niż mężem kończatego nosa.
00:14:38Prawda, że moja żona miała nosek troszeczkę w górę, zawiódł mnie.
00:14:43Ale pomimo tego, nos kończaty nigdy.
00:14:48Nie bez tego, abyś i pani nie miała w tym względzie stałych zasad.
00:14:52Co do nosów, nie mam żadnych.
00:14:55Panie kapitanie, uważaj jednak, abyś nie przekonał mojej siostrze nic,
00:15:02że małżeństwo między nieznającymi się dawniej jest niepodobnym.
00:15:08Dyplomata.
00:15:09No malta.
00:15:15Tym lepiej, jeżeli przekonam.
00:15:19Zatem nie radzisz mi pani iść za pana Tulskiego.
00:15:23Nie radzę najwyraźniej.
00:15:26I cóż pan radzisz?
00:15:28Co radzę?
00:15:32Co radzę?
00:15:33Chcesz pani wiedzieć?
00:15:39Powiem szczerze, niedyplomatycznie.
00:15:41Bez długiej przemowy.
00:15:43Razem pani...
00:15:45Cóż?
00:15:47Razem pani pójść za mnie.
00:15:51Co?
00:15:52Ja dziwię się.
00:15:55Ja się dziwię, że mi ta myśl przyszła tak późno.
00:15:59Późno? Dobre żarty.
00:16:02Dlaczego żarty?
00:16:04Jesteśmy młodzi, wolni, kochamy się.
00:16:09Jak to kochamy się?
00:16:10Przepraszam, źle powiedziałem.
00:16:13Chciałem powiedzieć, że możemy się kochać i być szczęśliwi.
00:16:16Jestem majętny, nie potrzebuję posagu.
00:16:19Jestem człowiekiem honoru.
00:16:21To świadczą moje szlify.
00:16:23Jestem dobrym.
00:16:25A honor dobrym.
00:16:27Zrobię, co pani każesz.
00:16:29Pozostanę w służbie albo ją porzucę.
00:16:30Zamieszkamy w mieście albo na wsi.
00:16:33Na wsi lepiej.
00:16:35Będziemy razem...
00:16:37Razem...
00:16:38Kwiatki sadzić.
00:16:40Dobrze?
00:16:42Ja bardzo lubię kwiatki.
00:16:43Na honor lubię.
00:16:45Cóż pani na to?
00:16:48Ja...
00:16:50Na to.
00:16:52Że myśl, aczkolwiek późno, przyszła rozwija się nadzwyczajnie nagle.
00:16:56Zwyczajnie nagle.
00:16:59Wszystko robię nagle.
00:17:01Bo idę za bezpośrednim natchnieniem.
00:17:04Jestem z tych, którzy wierzą, że opatrzność czasem do nas przez serce przemawia.
00:17:08Ledwie ta myśl zabłysła w mojej duszy i już siebie pojąłem.
00:17:12Już zrozumiałem.
00:17:13Już wiem.
00:17:15Dlaczego ujrzawszy panią, wydało mi się, że ją znam?
00:17:18Dlaczego jej głos nie był mi obcym?
00:17:20Dlaczego nie zaczynam już kochać, ale już kochałem od dawna?
00:17:24Nie zgadzasz się pan z samym sobą, wszakże dopiero powstawałeś przeciw małżeństwu między nieznającymi się pierwej.
00:17:32Ale ja już nie jestem nieznajomy.
00:17:35Pani mnie widzisz, słuchasz, wierzysz mi.
00:17:40Tak, tak, wierzysz.
00:17:42Jestem przekonany, że pani czujesz wibrację tej potęgi, która mnie ku niej niepojętym pociąga sposobem.
00:17:48Ależ panie, proszę pana.
00:17:51Tak, pani uwolnie wierzysz, że to co mówię, mówię szczerze, z głębi serca.
00:17:57A ja, mnie się zdaje, że mam jakiś święty obowiązek stanąć obok niej i błagać, abyś mi zaufała.
00:18:05Zaufała.
00:18:06Wierz mi pan, że im lepiej rola odegrana, tym boleśniejsza obudza uczucie, bo nas uczy, jak ludzie dobrze udawać mogą.
00:18:14O, zaklinam cię, pani na Boga.
00:18:17Niedziel mojej miłości, wzgarć moją otwartością, gniewaj się za zuchwałe nadzieje, ale o udawanie, o nieszczerość nie oskarżaj mnie nigdy.
00:18:28Moje postępowanie zdaje się szalonym, wiem.
00:18:31I szalonym zawsze pozostanie dla tych, co nie pojmują innej w życiu przewodnie, jak zimną rachubę.
00:18:39Prawdziwie nie wiem, dlaczego słucham.
00:18:41O, słuchaj, słuchaj, pani. Raz w życiu poszedłem za głosem rozsądnej niebrachuby.
00:18:48Ożeniłem się i byłem nieszczęśliwy. Wszakże pani toż sama.
00:18:52Och, gdybym mógł otworzyć najgłębsze tajnie duszy mojej, ujrzałabyś pani tyle ufności, tyle wiary, nie tylko w moje, ale w szczęście nas obojga.
00:19:03Dość tego. Później dowiesz się, pan kapitan, dlaczego słuchałam go tak cierpliwie.
00:19:11Kocham się szalenie.
00:19:19Rzecz dziwna. Tu jest jakaś tajemnica.
00:19:31Ostrzeżenie przy wstępie do domu.
00:19:35Przyjęcie tych pań. Przycisk, z jakie mówią panie kapitanie.
00:19:39Cóż u diabła. Od dawna powinienem być majorem.
00:19:48Gwałtu, co robię? Głowę tracę. Byłbym się pięknie spisał.
00:19:54Głowę tracę. Kocham się. Kocham się szalenie.
00:20:00Pannu Figaszewska.
00:20:13Dobrze. Wiele się dowiedziałem.
00:20:22Że byłoby rozsądnie wymknąć się powoli?
00:20:26No ba, cóż mi zrobią.
00:20:32Zająłem dobrą pozycją i na niej do upadłego trzymać się będę.
00:20:38Pani Malska albo...
00:20:42Albo niech się co chce dzieje.
00:20:45No panie kapitanie, jak się podoba moja siostrzenica?
00:20:56Eee...
00:20:58He?
00:21:00Jak się podoba moja siostrzenica? Czemu się dziwisz?
00:21:05No dziwię się.
00:21:07Dziwię się jak można o to pytać.
00:21:10Osobliwie.
00:21:11A więc?
00:21:14A więc?
00:21:16Cóż mi powiesz?
00:21:18Miałasz by ta kasztelanowa być dwuznacznych dążności?
00:21:22Bardzo miła i piękna, prawda?
00:21:25Bardzo miła i piękna, prawda?
00:21:27A więc?
00:21:29A więc?
00:21:30Milczysz.
00:21:32Popełnię zatem zdradę, uchylę nieco zasłony.
00:21:35Podobałeś się?
00:21:37Uuu...
00:21:39Kasztelanowa.
00:21:41Pytanie teraz, czy był kiedy jaki kasztelan?
00:21:43Podobałeś się ile w tak krótkim czasie.
00:21:46Podobać się można, ale...
00:21:47Gniewa się na ciebie.
00:21:49Na mnie za co?
00:21:50O, jest za co, nie ma wątpienia.
00:21:52Ale to jakoś...
00:21:53Uśmierzy się powoli.
00:21:55Gdzie familijne układy tak dalece posunięte?
00:21:58Nie trzeba było odgrywać komedii.
00:22:01I to jeszcze tak długo.
00:22:03Komedii?
00:22:05Przepraszam jej moć dobrodzika, ale nie rozumiem wcale.
00:22:08O, skończę już, panie Alfredzie, bo i ja pogniewam się nareszcie.
00:22:12Alfredzie?
00:22:14Już ci.
00:22:15Z naszego przyjęcia mogłeś domyślić się, że wiemy o wszystkim.
00:22:19A niech mnie diabli.
00:22:21Przepraszam.
00:22:22Niech zginę, jeśli zgaduję, o czym panie wiedzą.
00:22:25O, o, o, tego za nadto.
00:22:27Wiemy, że jesteś Alfredem Tulskim, sekretarzem ambasady, synowcem radcy stanu.
00:22:31No, teraz wyraźnie.
00:22:32Jestem Władysław Warski, kapitan artylerii.
00:22:36Tak?
00:22:39A za tym?
00:22:41Cóż za tym?
00:22:43Masz pan zegarek?
00:22:44Do usług.
00:22:46Tu też już jest godzina. Jak mieliśmy honor powitać go w naszym domu?
00:22:50A, nie idzie. Stanął.
00:22:54Nikogo na czas dłuższy nie przyjmujemy. Wszakże podobno byłeś pan o tym przy wejściu ostrzeżony.
00:22:59To nie pamiętam.
00:23:00Tylko pan Alfred Tulski jako narzeczony mojej siostrzenicy mógłby tu dłużej pozostać.
00:23:07Teraz zaczynam rozumieć.
00:23:10Przecie.
00:23:12A zatem, jeżeli nie jestem Alfredem Tulskim, zostać tu nie mogę.
00:23:17A nie kwadransa.
00:23:19A to za ostro.
00:23:20Być może.
00:23:21Ale zmiłuj się pani, taka ulewa.
00:23:23W samej rzeczy. Wielka ulewa. Na cóż się pan decydujesz?
00:23:28Ja się decyduję zostać.
00:23:30O, więc przyznajesz?
00:23:33Żem sekretarzem.
00:23:36Dla miłości poświęcić się trzeba.
00:23:38I cóż, cóż tam jeszcze roztrząsasz?
00:23:41Ale zechciej pamiętać łaskawa pani, że mnie poniekąd zmuszasz. Gwałtownymi środkami.
00:23:47Dobrze, dobrze, koniec końców. Zostajesz czy nie?
00:23:50A jako Władysław Barski nie mógłbym zostać żadnym sposobem?
00:23:54Nie.
00:23:55Kilka godziny, krótkich godzin.
00:23:57Nie, nie, nie.
00:23:58A co to pani szkodzi?
00:24:00Naprawdę, co to dziwne urojenie. I tak będziesz musiał przeprosić swoją narzeczową.
00:24:05A, o, bardzo chętnie.
00:24:07A zatem?
00:24:10O, klak, ale...
00:24:12Jestem Alfredem Tulskim.
00:24:15Sekretarzem.
00:24:19Trzeba było takiej ulewy, żeby pokonać głęboką dyplomację.
00:24:26Przy tym ze mną sprawa. No, wszystko w porządku.
00:24:29Teraz do tamtej.
00:24:36Zająłem pozycją, ale za pozycją Wagna.
00:24:40Mówię ugrząść.
00:24:43Wziąć czyje nazwisko Fraszka jeszcze, ale wkradać się w jego prawa jakoś nieładnie.
00:24:49To już nieładnie.
00:24:52Prawda, że to sekretarz.
00:24:54Chłamać nie umiem.
00:25:01Zaplączę się łatwo i koniec końców mogą mi drzwi pokazać.
00:25:05I to bodajnie jako oszustowi.
00:25:07Ta, ta, ta, ta.
00:25:11Ta, ta, ta, ta, ta, ta, ta, ta...
00:25:13Ale...
00:25:16Z drugiej strony...
00:25:18Nie ma kto nie waży.
00:25:21Zostaję.
00:25:22Panie Alfredzie, czyniąc zadość woli mojej ciotki, chcę zapomnieć, co w jego postępowaniu było dla mnie ubliżającego.
00:25:37Ach, bądź pani zawsze skłonną do przebaczania teraz i na przyszłość.
00:25:41Ale pozwolisz pan, że go naśladować będę i odłożę jeszcze stanowcze moje słowo do lepszego poznania się.
00:25:52Bardzo sprawiedliwie.
00:25:55Proszę.
00:26:01Teraz już pan rozumiesz zapewnie, dlaczego przy śniadaniu słuchałam jego oświadczeń.
00:26:07Niestety.
00:26:08Niestety?
00:26:10Wolałbym, abyś mnie pani słuchała łaskawie z innych powodów, jak tylko z tych, że jestem synowcem radcy stanu.
00:26:17Pan widzę, chcesz nadal pozostać w roli idealnego kapitana Barskiego i zamaskowanego Alfreda.
00:26:25Nie, pani.
00:26:26Wszelkie udawanie jest mi niemiłym.
00:26:28A kapitan Barski nie jest idealną osobą.
00:26:31Jest to rzeczywiście mój najdawniejszy przyjaciel. Jego charakter poznałaś pani we mnie.
00:26:37Serce jest u niego pierwszą skazówką, za którą później postępuje otwarcie i niezmiennie.
00:26:43Gdyby panią poznał, pokochałby ją pewnie tak jak ja. Na pierwsze wejrzenie i na zawsze.
00:26:49Miałbyś więc pan rywala.
00:26:52Oby szczęśliwego.
00:26:54O, już tego wcale nie rozumiem.
00:26:57Wierzę, wierzę. Nie możesz mnie pani rozumieć, ale chcielibyś przekonaną, że tylko zbieg dziwnych okoliczności czyni mnie nie zrozumiałem.
00:27:05Śmiem jednak upraszać cię o jedną wielką łaskę.
00:27:09Powiedz otwarcie, czy tylko dlatego, że jestem tulskim uszczęśliwiasz mnie daną nadzieją?
00:27:17Może i nie?
00:27:23Teraz jestem spokojny. Przynajmniej spokojniejszy. Dzięki. Stokrotne dzięki.
00:27:37Więc wszystko w porządku. Na cóż było tych dyplomatycznych obrotów?
00:27:45Zwłaszcza ze mną sprawa. Ja się nie dam wywieźć w pole. O nie.
00:27:51A teraz, kochany sekretarzu, siadaj. Proszę.
00:27:57I powiedz nam co o Warszawie. Wielkie odmiany, prawda?
00:28:02Nie wiem o żadnych.
00:28:04Jak to po pięciu latach niebytności w Warszawie? Nie znalazłeś pan żadnej odmiany?
00:28:09A po pięciuleciech, tak. Pięć lat nie byłem. No dobrze.
00:28:14No zapewne wiele odmian zastałem, ale te mnie nie zajęły, bo mi zawsze od nich donoszono.
00:28:21A klimat?
00:28:25Klimat.
00:28:26Jakże się teraz wydaje?
00:28:28A jakże się ma wydawać?
00:28:31No to nagłe przejście.
00:28:33A, przejście i nagłe.
00:28:36Tak, grzęzne.
00:28:38W pięciuleciech można odwyknąć.
00:28:41Naturalnie, naturalnie i bardzo.
00:28:44A któryż pan wolisz?
00:28:46Który wolę, który wolę, trudno powiedzieć. Gdzież byłem u Licha?
00:28:53Tam gorąco.
00:28:55Tak? Jak? Tu nie chłodno.
00:28:59A tu często zimno.
00:29:01Tu zimno, tam gorąco. Grzęzne.
00:29:06Ależ w samym Neapolu.
00:29:10Gorąco. Podobno niezbyt wielkie.
00:29:14O, wcale nie. Byłem więc w Neapolu. Dzięki.
00:29:20A nasz kochany radca?
00:29:24Kochany. O, kochany.
00:29:28Teraz radce diabli wnoszą.
00:29:31Bardzo cierpiący.
00:29:34Bardzo. Bardzo cierpiący, kochany radca.
00:29:38A cóż mu takiego?
00:29:40Tak, grzęzne. Wyraźnie grzęzne.
00:29:44Cóż?
00:29:46Coś niby paraliż.
00:29:48O, dla Boga. Panno Fijaszewska.
00:29:50Co, nie?
00:29:52Ale ja się pana pytam.
00:29:54Myślałyśmy, że to jego zwykły napad pedogry.
00:29:59W samej rzeczy. Zwykły napad pedogry.
00:30:01Ale gwałtowny.
00:30:03O, gwałtowny.
00:30:05Lękano się z paralizowania.
00:30:07Ale już lepiej.
00:30:09Tak, lepiej.
00:30:10I będzie zdrow.
00:30:11Niezawodnik bodajko.
00:30:13Pewnie ściągnął sobie tę słabość swoją nieszczęsną namiętnością.
00:30:18Oczywiście.
00:30:20Już ten radca, pijak czy karciarz.
00:30:25Jakże to było? Powiedz nam, kochany sekretarzu, bo to nas wiele obchodzi.
00:30:30Zwyczajnie.
00:30:32Namiętność.
00:30:34Namiętność nocy bezsennej.
00:30:37Nocy bezsennej.
00:30:39Co, nie?
00:30:40Nie, nie przeczę, ale się pytam.
00:30:43Chciał zapewne śledzić rozwój jakiejś rzadkiej rośliny.
00:30:49Botanik hurtaj.
00:30:52No tak, nie inaczej.
00:30:54Panie, jak widzę, dobrze go znacie.
00:30:56I przeziąb.
00:30:58Jak reneta.
00:31:00Jakiś pan przyjeżdżający prosi o łaskawe przyjęcie i o pozwolenie zabawienia w pałacu.
00:31:08Bóg mu nieprawiał pojazdu, który się złamał za ogrodek.
00:31:13Prosi o przyjęcie.
00:31:16Powóz mu się złamał.
00:31:18Pewnie jakiś skryty adorator mojej osoby.
00:31:21Wszystko to być może.
00:31:23Adorator, nie adorator, trudno mu drzwi zamknąć.
00:31:26Dlaczego nie?
00:31:28Nie może tego brać za złe.
00:31:30Prosić tego pana, ale ostrzec, że dłużej tu jak godzinę zabawić nie może.
00:31:35Ależ to nie grzecznie.
00:31:36Dobrze, dobrze.
00:31:37Idź zrób co karze.
00:31:41Grzecznie, niegrzecznie.
00:31:42Postanowienia zmieniam niełatwo.
00:31:44Panna Figaszewska.
00:31:45Pani Kasztelanowa.
00:31:56Cóż to za przyjemna niespodzianka.
00:32:00Myślałem, że wchodzę do zupełnie nieznajomego domu, a ja mam szczęście złożyć uszanowanie pani Kasztelanowej dobrodziejca i pani jenerałowej Malskiej.
00:32:07Przepraszam, ale prawdziwie nie mogę sobie.
00:32:16Nie miałem honoru widzieć pani od balu u pani Skalskiej w dzień zaślubin jej córki.
00:32:22Byłam na balu u pani Skalskiej, ale nie mogę.
00:32:27Grałaś pani w szachy?
00:32:29Tak jest.
00:32:30Grałam, ale...
00:32:32Zostałem zwyciężonym.
00:32:34Haniebnego dostałem mata.
00:32:36Lubo, nie jestem z najsłabszych graczy.
00:32:40Grałam, wprawdzie dość szczęśliwie, ale...
00:32:43Po mistrzowsku, po mistrzowsku.
00:32:46Grałam z kilkoma panami, ale żebyś pan był w ich liczbie, tego sobie przypomnieć nie mogę.
00:32:52Muszę się więc pochwalić, byłem tak szczęśliwy tego wieczora, że mogłem podać rękę pani Kasztelanowej i wyprowadzić ją z ogólnego zamieszania, które powstało w wyniku z narobienia się koni. Czy ich? Nie pomnę.
00:33:06Ten wypadek pamiętam i tym bardziej wstydzę się, że muszę pana prosić, abyś dopomógł mojej pamięci.
00:33:13Pani Kasztelanowa zapomniała więc zupełnie Karola Skalskiego, krewnego pani Skalskiej?
00:33:20Karola...
00:33:22Pana Fikaszewska Karola!
00:33:24Tak wyznam szczerze, nie pamiętam.
00:33:28Miło by mi było odnowić z nim znajomość, gdybym nie była na samym prawie wsiadaniu.
00:33:33Jedziemy na spotkanie mojej siostry z panem Alfredem Tulskim.
00:33:37Z panem Alfredem Tulskim?
00:33:40Masz teraz.
00:33:42A to czy... czy się panowie znacie?
00:33:45Nie mam tego ukontentowania, znam tylko bardzo dobrze pana radcę Stanu.
00:33:49Tulskiego.
00:33:51Karaboska z tymi Tulskimi.
00:33:53Jakże tam idzie jego choroba?
00:33:55Choroba?
00:33:57Pan radca Zdrów?
00:33:59Jest teraz, no Zdrów jak koń.
00:34:01Jak to, nie chory?
00:34:03Co pan mówisz?
00:34:05A...
00:34:07A...
00:34:09A...
00:34:11Nie no...
00:34:13A ta...
00:34:15Rzeczy dziwna...
00:34:17Anno Fikaszewska...
00:34:19Pan i pan...
00:34:21I ten ma bliznę nad okiem.
00:34:23Ale cóż nas to obchodzi?
00:34:24Słuchaj...
00:34:25Jeden ma nad prawym, drugi nad lewym okiem.
00:34:27Słuchaj...
00:34:28Czyliż tylko Tulskiemu wolno mieć bliznę nad okiem?
00:34:31Gdzie list?
00:34:32Julka pewnie napisała nad prawym czy lewym.
00:34:34Ale po co szukać Alfreda, kiedy go już mamy?
00:34:36Mamy nawet dwóch.
00:34:37W tym właśnie rzecz nieczysta.
00:34:39List daj list.
00:34:40O...
00:34:41Nie mam go przy sobie.
00:34:42No to...
00:34:43Chodź, zobaczymy.
00:34:44Przekonamy się.
00:34:45Chodź, chwileczkę.
00:34:46Przepraszam panów, że ich samych na krótką chwilę zostawić musimy.
00:34:50Zaraz służyć będę.
00:34:52No chodźcie.
00:34:53Chodźcie.
00:34:54Panno Fikaszewska.
00:34:55Chodźcie.
00:35:06Cóż to jest?
00:35:08Grzęzny.
00:35:10Pozwolisz pan jedno zapytanie?
00:35:21Bardzo proszę.
00:35:23Pan jesteś tulski?
00:35:25Tulski.
00:35:27Alfred.
00:35:28Alfred.
00:35:29Sekretarz ambasady.
00:35:31Sekretarz.
00:35:33W Neapolu.
00:35:34W Neapolu.
00:35:35Synowiec radcy stanu?
00:35:36Synowiec radcy stanu.
00:35:38A...
00:35:39Dziwisz się pan?
00:35:40Bynajmniej.
00:35:41Cieszę się, że mam sposobność poznać członka rodziny, z którą w bliskich pozostają stosunkach.
00:35:46A...
00:35:47Nie inaczej.
00:35:49To teraz pan zechcesz mi pozwolić na parę słów zapytania.
00:35:58Bardzo sprawiedliwie słucham.
00:35:59Pan jesteś Alfred Tulski.
00:36:00Tak jest.
00:36:01Sekretarz ambasady w Neapolu.
00:36:03Nie inaczej.
00:36:04Synowiec radcy stanu.
00:36:05Niezawodnie.
00:36:06A...
00:36:07Dziwisz się pan?
00:36:08Bynajmniej.
00:36:09Cieszę się, że poznaję członka godnej rodziny.
00:36:16Zatem dwóch Alfredów Tulskich.
00:36:18Nie.
00:36:19Kilku jeden.
00:36:20Który z nas?
00:36:21To...
00:36:22Niezawodnie pan.
00:36:23Bez łapie.
00:36:24Zwracam więc panu Tulstwo bez skazy i sporu.
00:36:29Dziękuję, ale niech mi wolno będzie zapytać się, z jakich powodów raczyłeś mnie pan zastępować.
00:36:35Chciel mi łaskawie powiedzieć, z kim mam honor?
00:36:40Jestem Władysław Barski. Kapitan artylerii pozycyjnej.
00:36:45Pozycyjnej?
00:36:46Pozycyjnej.
00:36:47Zatem niby z powołania zająłeś pan kapitan moją pozycję.
00:36:54Nie. Byłem na nią wciśnięty.
00:36:57Nie rozumiem.
00:36:58Bardzo wierzę.
00:37:00Powiem więc w krótkości.
00:37:09Jadę na urlop.
00:37:11Zajeżdżam na popas, nudzę się, wychodzę zwiedzać okolice, deszcz nie napada, chronię się pod drzewem, panie postrzegają przez okno i zapraszają do siebie.
00:37:20O, historia bardzo jasna.
00:37:21Dalej zaciemnia się nieco.
00:37:23Dziwi mnie niezwykłe wszędzie, a tym bardziej w polskim domu ostrzeżenie przy wstępie, że dłużej jak godzinę zabawić tu nie wolno.
00:37:31I mnie to spotkałem.
00:37:32Wiem, wchodzę, prezentuję się, jestem przyjęty jak najgrzeczniej, jem śniadanie, smacznie, bardzo smacznie.
00:37:40Nie wątpię.
00:37:41Piję nieźle.
00:37:42Naturalnie.
00:37:43Towarzystwo podoba mi się coraz więcej.
00:37:45Nic dziwnego.
00:37:46Ale jednak w rozmowie tych pań, w ich uśmiechu, w spojrzeniach na siebie przeczuwam jakąś tajemnicę, której wprawdzie zgłębić nie daję sobie pracy.
00:37:55Używałem natrawionej przyjemności, było mi dobrze i mile biegły chwile.
00:37:59Rozumiem.
00:38:00Jakież jednak było moje zadziwienie, kiedy znalazłszy się sam na sam z szanowną panią Kasztelanową, ona po krótkim wstępie, wstępie dość uciesznym, oświadcza mi, że jestem Alfredem Tulskim.
00:38:14Narzeczonym pani Malskiej, że się wkradam do jej domu pod przybranym nazwiskiem, co obie dwie z różnych, a różnych przyczyn uważają z mojej strony za niegodne postępowanie.
00:38:24Zapieram się. Protestuję najusilniej. Nie ma ratunku. Jesteś Tulskim, zostajesz. Jesteś Barskim lub kimkolwiek innym, bądź zdrowy. Tu piękna pani, tam ulewam.
00:38:36A, wybór nietrudny.
00:38:37Prawda?
00:38:38Zostałem więc Tulskim. Byłbyś pan zrobił to samo, wyznaj szczerze.
00:38:42Bez wszelkiego wahania.
00:38:44Pomyślałem sobie, co może szkodzić panu Tulskiemu, że się schronię przed ulewą pod jego nazwisko, niby pod parasol.
00:38:50A parasola nie byłby odmówił.
00:38:52Bardzo się cieszę, że pan te rzeczy tak pojmujesz. Proszę o rękę.
00:38:57Bardzo chętnie.
00:39:00Godzisz mnie pan z dyplomacją.
00:39:03A ja zaczynam kochać artilerię pozycyjną.
00:39:06Ale koniec końców, bo koniec zawsze potrzebny.
00:39:13Ile zrozumiałem pan kapitan, zostałeś upoważniony. Zostać tu dłużej jedynie jako Alfred Tulski.
00:39:19A, tak.
00:39:20I ten warunek sine qua non nie jest dotąd niczym usunięty.
00:39:23A, nie.
00:39:24Wypływałoby więc tego, jeśli się nie mylę, że kto nie jest Tulskim...
00:39:28To skąd się musi?
00:39:30Praw nie rozwiązałeś pan węzeł naszych stosunków.
00:39:33Dziękuję.
00:39:34Dlatego prosiłbym pana sekretarza, abyś mi jeszcze swojego nazwiska nie odbierał.
00:39:40Ach, nie. To być nie może.
00:39:42Na parę godzin.
00:39:44Być nie może, bo na ten czas ja musiałbym odejść bez parasola.
00:39:48Z nazwiskiem Skalskiego tracisz pan swoje inkognito.
00:39:52Za drzwiami stracę je jeszcze pewniej.
00:39:55Wpadniesz w ckliwe położenie poziomego konkurenta.
00:39:58Ach, wolę wpaść jak wypaść. Zupełnie.
00:40:01Gubisz się.
00:40:02Bądź pan spokojnie, poradzę sobie.
00:40:04Wyrzekasz się pan zatem swojego planu doskonałego, dyplomatycznego sposobu poznania swojej narzeczonej dokładnie?
00:40:11Bynajmniej. Zostanę jako Tulski.
00:40:15Wkrótce potem powiem, że jestem Skalskim.
00:40:18A jak naprawdę Skalskiego oddali dzieci, chcą stanę się znów Tulskim.
00:40:27No i ja tak mogę zrobić.
00:40:29Zupełnie to od pańskiej woli zależy.
00:40:31Pozwolę sobie tylko zrobić uwagę, że co innego być w końcu zmuszonym przyznać się ze swojego własnego nazwiska,
00:40:36a co innego wyjawić ostatecznie, że się nie jest tym, za którego udać się chciano.
00:40:42Pan sekretarz, jak widzę, masz na wszystko gotową odpowiedź.
00:40:45Spodziewam się.
00:40:48Dyplomata.
00:40:49Nareszcie.
00:40:50Otóż mi szło, przejeżdżając tu pod przebranym nazwiskiem,
00:40:53nie chciałem ja poznawać charakteru pani Malskiej.
00:40:55W kilku dniach rzecz to niepodobna.
00:40:57Lepiej w tym względzie spuścić się na przyjaciół albo i na los cokolwiek,
00:41:01ale chciałem poznać jej osobę.
00:41:03Ta mi się podoba.
00:41:05Jeżeli przeciągam moje, jak je pan zło wiesz,
00:41:08inkognito,
00:41:10to dlatego, że mając wszelką pewność...
00:41:12Wszelką pewność, ale...
00:41:14Wszelką.
00:41:15Proszę mi wierzyć.
00:41:17Chcę nie tylko zabawić się nieco,
00:41:19ale postawić się zawczasu za zakresem żelaznego berła szanownej klasztelanowej.
00:41:23Głęboka dyplomacja.
00:41:26Trudno mi ją pojąć.
00:41:28Bardzo żałuję.
00:41:30Proszę siadać.
00:41:37No panowie.
00:41:42W wiadomym im czy niewiadomym interesie muszę zacząć od początku.
00:41:52Ap owo.
00:41:54A?
00:41:55Słucham.
00:41:56Muszę przedłożyć istotny stan rzeczy.
00:42:00Status causa.
00:42:01A?
00:42:02Słucham z uwagą.
00:42:04W skutek układów familijnych pan Alfred Tulski,
00:42:09bawiący w Neapolu od lat pięciu,
00:42:12ma zaślubić moją siostrzenicę, wdowę,
00:42:14po generale Malskim.
00:42:16Świętej pamięci.
00:42:23Pan Alfred?
00:42:26Nieznany osobiście ani mnie, ani mojej siostrzenicy, przybył do Warszawy.
00:42:30Nie poprzestając na poprzednich, finalnie zawartych umowach,
00:42:37chciał jeszcze pierwiej poznać swoją narzeczoną.
00:42:39A.
00:42:40A to A.
00:42:41Nic pani mówiłem A, przez co chcę powiedzieć, że słucham z wielkim udziałem.
00:42:45A.
00:42:46A by osiągnąć ten swój zamiar, postanowił pod przybranym nazwiskiem wstąpić.
00:42:52Do amazońskiego ogrodu.
00:42:54Co? Jak? Panno Figaszewska.
00:42:57Tak, zowią w Warszawie domwać pani dobrodziejki.
00:43:00Zowią dość głupio.
00:43:01Traf na uwagę.
00:43:02Wróćmy do pana Alfreda.
00:43:06Powodem jego przedsięwzięcia zdaje się być zamiar,
00:43:08aby w razie, gdyby mu się pani Malska nie podobała,
00:43:11mógł się cofnąć cichaczem.
00:43:12Wniosek ten przynosi zaszczyt przenikliwości pani Kasztlanowej dobrodziejki.
00:43:17Otóż dziś odbieram od mojej kuzynki uwiadomienie o tym,
00:43:20a razem opis jego osoby.
00:43:22Słuchamy ciekawie.
00:43:25W tym opisie znajduje się, że pan Alfred ma bliznę nad okiem.
00:43:33A co?
00:43:35Nic pani. A. Wykrzyknik zadziwienia.
00:43:39Kreska z kropką.
00:43:41Kreska z kropką.
00:43:42Kreska.
00:43:45Kropka na dole.
00:43:46Kropka na...
00:43:47Ale panowie...
00:43:48Signum exclamationis.
00:43:50Signum exclamationis.
00:43:51Panowie Kaszeska.
00:43:54Kochana ciociu, pozwólabym przerwała tę scenę.
00:43:57Wolna ci przyjmować i nie przyjmować w swoim domu.
00:43:59Kogo ci się podoba?
00:44:00Dobrze.
00:44:01Ja zaś mam prawo wyjść z ubliżającego położenia,
00:44:03dlatego oświadczam, że jakie bądź objaśnienie nastąpi,
00:44:06ja mam stałe przedsięwzięcie panu Alfredowi Tulskiemu.
00:44:09Ręki mojej nie oddać.
00:44:11Dobrze, dobrze.
00:44:12Czekaj, czekaj.
00:44:13Moje słowo oddane.
00:44:15Proszę siadać.
00:44:17Podobnego.
00:44:18No więc...
00:44:20Krótko mówiąc, dwóch przyjeżdża i obu dwóch powierzchowność
00:44:23zgadza się z opisem przysłanym z Warszawy,
00:44:25stąd tylko różnicą,
00:44:26że jeden ma bliznę nad prawym, a drugi nad lewym okiem.
00:44:29To jest ten...
00:44:32Hikrodus.
00:44:36Herodus.
00:44:38Nie pani, mówią po łacinie.
00:44:40Higrodus Hiksalta to po polsku znaczy...
00:44:43Tusenki.
00:44:45Tusenki.
00:44:47A tak jest, Tusenki.
00:44:50Pytam przy to solennie, który z was dwóch jest Alfred Tulski?
00:44:54Czy pan jesteś?
00:44:56Ja nie.
00:44:59Nie.
00:45:02I ja nie.
00:45:03Tak jak...
00:45:05Dopiero było dwóch.
00:45:07A teraz nie ma żadnego, pana Fiekrzewska?
00:45:09Pozwól, szanówna pani Kasztolanowo,
00:45:12zrobi sobie uwagę, że nigdy nie oświadczałem, że się Tulski mzowie.
00:45:16A pan?
00:45:17Po oświadczeniu pani Malskiej muszę milczeć.
00:45:22Pan...
00:45:24Pan, wprawdzie nazwałeś się Skalski,
00:45:27ale jego pojawienie się tutaj właśnie, kiedy oczekiwałyśmy pana Alfreda.
00:45:31Jego wymawianie we mnie, że go znam,
00:45:34a nareszcie ta blizna nad okiem wszystko to upoważnia do wniosku,
00:45:37że możesz być Alfredem Tulskim.
00:45:40Równie dobrze jak i ten pan.
00:45:43Przekonywasz mnie pani Kasztolanowa dobrodziejka.
00:45:46A zatem?
00:45:47Jest dwóch tulskich podług opisu przesłanego z Warszawy.
00:45:50Panie...
00:45:51Albo też dowodziłoby, że jest gdzieś jakieś indywiduum,
00:45:56jadące nad Wiślan, moknące lub zagrzęzłe, gdzie w kałuży,
00:45:59która ma bliznę nad okiem, która złowia się Alfredu Tulskim.
00:46:03Jak to trzech?
00:46:05Trzech z bliznami?
00:46:06Miałoby się tu zjawić z dnia jednego?
00:46:08Jak się tylko dwóch zjechało, nie wychodzi z granic podobieństwa,
00:46:10aby i trzech zjechać się nie mogło.
00:46:11Racz to pani Mackawi uwzględnić.
00:46:13Pan zanadto mowny.
00:46:14Pan zanadto milczący.
00:46:17Ale ja nie jestem osobą, z którą można sobie dozwalać niewczesnych żartów.
00:46:20Pan do Fikaszewska, prawda?
00:46:26Odchodzę.
00:46:28Daję dziesięć minut czasu.
00:46:31Gdy wrócę, spodziewam się, że zastanę tu tylko pana Tulskiego.
00:46:35Albo nie zastanę nikogo.
00:46:37Ostrzegam przy tym, że co raz postanowię, to tak musi być, a nie inaczej.
00:46:44I że nie jestem sama w domu.
00:46:46Pan do Fikaszewska.
00:46:52A to samiec baba.
00:46:54Coś?
00:46:55Co?
00:46:56Pan zostajesz?
00:46:57A, słyszałeś pan wyrok?
00:47:00Czy?
00:47:01Kasztelanowej.
00:47:02A pani Malskiej?
00:47:03Co?
00:47:04Co?
00:47:05Co?
00:47:06Pan zostajesz?
00:47:07A, słyszałeś pan wyrok?
00:47:09Czy?
00:47:10Kasztelanowej.
00:47:11A pani Malskiej?
00:47:12Co?
00:47:13Jak to pan?
00:47:14Fraszka.
00:47:15Proszę na wesele.
00:47:16Już mam ochotę stłucne dyplomatyczne okulary.
00:47:22To i ja zostanę.
00:47:23A, czemu nie?
00:47:24Pan kapitan chcesz wytrzymać natarcie Amazonek i bronić pozycji do upadłego?
00:47:28Nie.
00:47:29Nie.
00:47:30Nie.
00:47:31Nie.
00:47:32Chcę rzecz wyjaśnić.
00:47:33Prawę powiedzieć.
00:47:34A potem?
00:47:35Potem?
00:47:36Może dozwolą mi tu zostać.
00:47:37Śmiem wątpić.
00:47:38Wtedy pożegnam.
00:47:39A potem?
00:47:40Cóż u diabła z tym potem potem?
00:47:41Potem odjadę to się okulary.
00:47:42Ale nie.
00:47:43Nie.
00:47:44Słyszałeś pan.
00:47:45Ale nie.
00:47:46Chociaż nie.
00:47:47Ale nie.
00:47:48Nie.
00:47:49Nie.
00:47:50Nie.
00:47:51Nie.
00:47:52Nie.
00:47:53No nie.
00:47:54Nie.
00:47:55Nie.
00:47:56Nie.
00:47:57Nie.
00:47:57Panie kapitanie, pozwól mi mówić otwarcie.
00:48:00Dotychczas znalezienie się tu twoje było rozumnym i wesołym.
00:48:03Nie trzeba go popsuć rozwiązaniem, które mogłoby
00:48:06niejaką śmieszność na ciebie ściągnąć.
00:48:09Śmieszność? Ściągnąć na mnie?
00:48:12Każdy odwrót przymusowy ma w sobie coś śmiesznego.
00:48:17Chcę iść naprzód, a idę wstecz.
00:48:22Jakież nareszcie może być pożegnanie wasze?
00:48:25Dość niemiłe, nawet dość kwaśne.
00:48:28Zwiedzione, a przy to w miłości własnej obrażone.
00:48:31Damy będą niecierpliwie na drzwi spoglądać,
00:48:34póki się za panem nie zamkną.
00:48:36A bohater tego quiproquo cóż innego powie wśród licznych ukłonów,
00:48:39jak przepraszam i przepraszam.
00:48:42Gdybym nie się zdarzyło coś podobnego, oddaliłbym się cichaczem.
00:48:46A z pierwszej poczty napisałbym list, w którym starałbym się
00:48:49jak najgrzeczniej całe zdarzenie w żart obrócić.
00:48:52I tak choćby się ktoś skrzywił to sam na sam.
00:48:57Niepotrzebna dyplomatyczna gmatwanina.
00:49:01Ale przy tym niech mi wolno będzie zapytać się,
00:49:04dlaczego pan tak starasz usilnie się tu pozostać?
00:49:07Dlaczego? Dlaczego?
00:49:11Nie widzisz pan jaka ulewa?
00:49:14Żołnierz.
00:49:19Ulewy się boi.
00:49:21Najprzód proszę być przekonany, raz na zawsze, że niczego się nie boję.
00:49:30Potem, że my żołnierze, moknąc kiedy tego potrzeba, mamy prawo nie moknąć bez potrzeby.
00:49:37I na koniec nie chcę pędzić przez wieś jak pies, którym łogon ucięto.
00:49:46Jeżeli o to idzie łatwo zaradzić mogę.
00:49:50Tam za ogrodem stoi mój pojazd. O, tam za drzewami.
00:49:54Każ się panu wyjść, gdzie zechcesz?
00:49:56Dobrze. Poszłem po niego.
00:49:59A, tymczasem damy nadejdą.
00:50:02Przebiegniesz pan prędko ten nowy kawałek drogi.
00:50:05Wejdź nareszcie mój parasol i moje kalosze.
00:50:08Niech i tak będzie.
00:50:11Żegnam.
00:50:12Do zobaczenia.
00:50:14Ale...
00:50:19Wszak pojazd złamany.
00:50:21No ale gdzie tam złamany?
00:50:24To był fortel, aby wejść do domu Kastelanowa.
00:50:27Cóż co?
00:50:31Śmieję się, bo jeszcze w dzieciństwie widziałem komedię,
00:50:36w której Figlarski, rywal Zacniewskiego,
00:50:40używa podobnego środka, aby wkraść się do domu pani Cnotliwskiej.
00:50:45I czegoś to dowodzi?
00:50:47Że pomysł diablo nie nowy.
00:50:50Nie nowy, ale dobry.
00:50:51Dyplomacja mogłaby się zdobyć na coś lepszego.
00:50:54To najlepsze, co wjedzie do celu.
00:50:56Tak pan sekretarz mówisz?
00:50:58Dobrze wiedzieć.
00:51:00Żegnam.
00:51:06Cóż pan tam jeszcze myślisz?
00:51:09Nie mogę sobie przypomnieć tytułu tej komedii.
00:51:12Nie pamiętasz pan?
00:51:14Dajże mi pan kapitan spokój ze swoją komedią.
00:51:17Figlarski do Cnotliwskiej.
00:51:25Przecie, z wielką biedą.
00:51:29Ale jak pański furman nie zechce mnie usłuchać?
00:51:35Ale gdzieś tam zowie się Grzegorz.
00:51:39To kocham Grzegorzów, ale w tym razie zarówno Grzegorz jak i Michał odmówić może.
00:51:45Pokażesz mu pan mój parasol.
00:51:48Dobrze.
00:51:51Ale jak nie zechce jechać zaraz wracam.
00:51:55A, jak się ponowa.
00:51:57Do nóg upada.
00:51:59Sługa uniżony.
00:52:06Ach, to twardy artylerzysta pozycyjny.
00:52:09Ledwie go wyrugono.
00:52:11Ulewy się lęka.
00:52:15Nie o ulewę tobie idzie.
00:52:17Wiem ja czym to pachnie.
00:52:19Ach, nie.
00:52:21Ale nóż Grzegorz nie zechce.
00:52:23Zawołałem ze drzwi, może usłyszy.
00:52:27Ach, co za deszcz, co za wichura.
00:52:30Trudno głowę wychylić.
00:52:32Ale nie dość zwyciężyć.
00:52:34Trzeba umieć ze zwycięstwa skorzystać.
00:52:37No.
00:52:38Trzeba pójść, nie pomoże.
00:52:43Diabli deszcz.
00:52:44Po kamyczkach, po gazonie jakoś będzie.
00:52:49Jest, że on, owym przed dziesięciu laty młodziuchnym oficerem,
00:53:03co ze swoim oddziałem stał w domu mojej kuzynki, owym Władysławem,
00:53:08który mnie tak lubił, którego tak kochałam,
00:53:11który mnie małą swoim kwiateczkiem nazywał.
00:53:14Ta próba przekona.
00:53:18Jeżeli on, to swój rysunek pozna niezawodnie.
00:53:26Szczęśliwej drogi.
00:53:28Wszystko najlepsze, co wjedzie do celu.
00:53:32Szak powiedział dobrze.
00:53:34Pani, czas drogi.
00:53:38Zaraz, zaraz.
00:53:40Dłużej tajec nie będę.
00:53:42Zaraz, zaraz.
00:53:43Cóż panią na moje nieszczęście tyle zajmować może.
00:53:46Oto znaleziony dawny rysunek.
00:53:50Zdaje się przedstawiać jakieś prawdziwe zdarzenie.
00:53:53Staram się odgadnąć.
00:54:03Jakiś dwór między lipami.
00:54:05Jakiś młodzieniec w mundurze.
00:54:11Niesie na obu rękach dziewczynkę, która, zdaje się swawoląc,
00:54:15łechtać go po twarzy pękiem kwiatów.
00:54:19No patrz pan!
00:54:21Ten rysunek...
00:54:25O Boże!
00:54:27O Boże!
00:54:29O Boże!
00:54:30Co za wspomnienia.
00:54:32To ja rysowałem.
00:54:33Ten wojskowy to ja.
00:54:35A dziewczynka Wandzia, mój luby kwiateczek.
00:54:39Wandzio!
00:54:40To ty, luba, droga istoto.
00:54:43Tyś mnie nie zapomniała.
00:54:45Tyś mnie poznała.
00:54:47Ale i twoja postać Bogiem się świadcze.
00:54:50Jak obrazek anioła była zawsze przede mną.
00:54:53Wstań pan, wstań pan.
00:54:55Nie pan, nie pan.
00:54:57Wstań, proszę cię.
00:54:59Pamiętasz jak co dnia wstawałaś, aby narwać kwiatków na bukiet czy wianek dla mnie?
00:55:10Pamiętasz jak cię brałem na konia przed siebie?
00:55:15No tak, na tego ogromnego kasztanę.
00:55:19Pamiętasz te długie nasze spacery?
00:55:24Skąd najczęściej na twoim ręku.
00:55:27Wracałam jak tu wyrysowałeś.
00:55:30Ale pamiętam zarazem opiekę, której użyczałeś biednej sierocie przed złośliwością pani Komeckiej.
00:55:36Komecka.
00:55:37Tak, Komecką się zwała.
00:55:39I przed rozpustą jej synalków.
00:55:42Ale jakże mogłaś milczeć tak długo?
00:55:44Ja byłbym przebił dwa mury, gdybym się był spodziewał, że ciebie za nimi zobaczę.
00:55:50Ach to niedobrze.
00:55:52Powoli, powoli.
00:55:54Najprzód byłam dzieckiem, kiedy odjechałeś, a po wtóre zmieniliśmy się oboje.
00:55:59No nareszcie w domu pani Komeckiej zwano cię tylko panem oficerem, a ja Władysławem.
00:56:04Bardzo więc naturalnie, że cię nie poznałam.
00:56:06A wprawdzie niedługo brałam cię za Alfreda, ale potem sama siebie zrozumieć nie mogłam aż na koniec.
00:56:16Głos twój zapewne obudził we mnie wspomnienie tych dawnych czasów.
00:56:24Tak, tak, serce nie zwodzi.
00:56:27A teraz, jak dawniej, wezmę cię na ręce i choćby cały batalion kasztelanowych, figaszewskich,
00:56:35dwa bataliony sekretarzy, trzy radców stanu rozbiję, przegonię, połamię i uniosę cię.
00:56:42Jak swoją, bo ty jesteś, bo ty będziesz moją, tak prawda?
00:56:47Jestem, jestem, jestem i będę, ale zaklinam cię, unikajmy wszelkiej ostateczności.
00:56:52Szanujmy opinie świata i względy familijne.
00:56:56Ale jak, ale jak?
00:56:58Trzeba, abyś pozostał jeszcze w twojej roli, póki ciocia Aniela nie przyjedzie.
00:57:03Ona jedna ma władzę nad kasztelanową i poda nam rękę niezawodnie.
00:57:07Ale ten sekretarz siedzi mi na karku. Wszelkimi siłami starał się mnie wydalić jak najprędzej.
00:57:15Trzeba koniecznie kasztelanowę w niepewności utrzymać.
00:57:20Może by w liście z Warszawy parę słów dopisać?
00:57:24O, ninie, co za... Tak, tak, co za myśl. Ołówka, ołówka, prędko, prędko...
00:57:34Moja kuzynka wyrysowała w liście karykaturę, niby portret mego narzeczonego.
00:57:39Dodam ogromną kresę nad prawym okiem, a potem stara się ściągnąć uwagę kasztelanowej.
00:57:45Tak.
00:57:46Doskonale.
00:57:47Op!
00:57:48Cicho.
00:57:49Aha, więc pan zostałeś. Spodziewałam się tego. Odszedł?
00:58:04Poszedł do swojego złamanego pojazdu.
00:58:07A może jeszcze wróci?
00:58:10Niezawodnie.
00:58:11Czy w samej rzeczy ma pomieszanie zmysłów?
00:58:16On?
00:58:17Pokazałeś palcem na czoło.
00:58:21A, to ja tak czasem pocieram czoło z powodu blizny.
00:58:26Ach, ta blizna, ta blizna. I on ma także bliznę.
00:58:31O, może i w samej rzeczy nie staje piątej klepki. Mówił za wiele.
00:58:38O, raczej zaśmiało, bez należnych względów.
00:58:40Z lekceważeniem, nie do przebaczenia.
00:58:44I któż on jest?
00:58:46Szkalski.
00:58:48Jednak rzecz niejasna.
00:58:51Och.
00:58:52I on ma bliznę.
00:58:53Wszaka odszedł.
00:58:54Ale wróci.
00:58:55Nie, muszę się z nim rozmówić finalnie, sam na sam.
00:58:59Och, no, zrobisz jak zechcesz, kochana ciociu.
00:59:03Ale pozwól zwrócić swoją uwagę, że między naszymi portretami
00:59:08jest podobno portret dziada pana Alfreda, starosty Gródeckiego.
00:59:14A tak, o, to nad kominem.
00:59:16Och, może znajdą się jakieś rysy familijne?
00:59:19Co robisz?
00:59:20Zobaczyć nie zaszkodzi. Pana Figaszewska?
00:59:29Dla Boga, nos bekasi.
00:59:34Cóż.
00:59:35Co?
00:59:36Jest coś.
00:59:37Ach.
00:59:38Jest coś.
00:59:39Nos.
00:59:40Och.
00:59:41Wątpię.
00:59:42Wszystko w porządku.
00:59:43Co w porządku?
00:59:44Róg mać pan na swoją pończoszkę.
00:59:46I tamten dziś przyjechał.
00:59:49I tamten ma bliznę.
00:59:51Ale nad lewym okiem.
00:59:52I co z tego?
00:59:53No, mościa drobodziko, to wielka różnica.
00:59:55No, ja wiem, że różnica tam szalona Julka zapomnić tak ważnych rzeczy.
01:00:00No, ale rysując karykaturę nie przypomniałaby pewnie charakterystycznych okularów.
01:00:08Okularów?
01:00:12Nad prawym okiem.
01:00:14Panu Figaszewska?
01:00:17Cóż, co?
01:00:19Panie sekretarzu, przepraszam Cię.
01:00:25Wszystko w porządku.
01:00:27Wando, to jest Twój narzeczony.
01:00:29Ale co, jak ja nic nie wiem.
01:00:32Ale ja wiem, a kiedy ja co powiem, to tak jest tak nie inaczej.
01:00:35To Twój narzeczony.
01:00:37Ale ja nie powiedziałam jeszcze.
01:00:40Ale dajże pokój, zakończ już raz.
01:00:43Ciocia mnie zmusza.
01:00:45Zmuszam, zmuszam.
01:00:46Ach, jakże i tak będzie.
01:00:48O, Bogu, dzięki. Wszystko w porządku, Pana Figaszewska.
01:00:53No, a teraz jedźmy, nie tracąc czasu.
01:00:55Wando, powiedział, że ze mną Pan sekretarz zostanie z Paną Figaszewską, żeby wyprawić stąd Pana Skarskiego.
01:01:02A jakże go wyprawić?
01:01:03A powiedzieć, może podjechał.
01:01:05A mnie nie wypada wyrzucać kogoś z cudzego domu.
01:01:08Nareszcie nóż odejść nie zechce.
01:01:10Na taką słotę przez okno wyrzucić niegrzecznie.
01:01:14Są inne sposoby.
01:01:16Jeden tylko, jeżeli Pani pozwolisz.
01:01:19Zastrzelę go.
01:01:20O, fipa, skustwo, strzelać.
01:01:23Pana Figaszewska, ja się strzelania boję ogromnie.
01:01:27Może Pan masz przy sobie co? Nabitego.
01:01:30Nie, nie, nie ma mi najmniejszej armatki.
01:01:34Ale jak między ludźmi honorą.
01:01:36O, nie, nie, nie. Cieczu, z tym nie ma co żartować.
01:01:39Ci panowie widzieć się nie powinni.
01:01:42No, dobrze, wobec tego biorę to na siebie.
01:01:44Ja sobie, ja sobie dam radę.
01:01:47Ale jakże zrobić?
01:01:48O, jechać muszę, koniecznie.
01:01:49Niech Pani do Brudzika nie troszczy się.
01:01:51Ja mogę towarzyszyć Pani Malskiej.
01:01:53O, ho, ho, ho, nie uchodzi.
01:01:55Narzeczony z narzeczoną?
01:01:57Nie, nie, nie.
01:01:58Ależ kochana ciociu.
01:01:59Chcieli być też przekonaną,
01:02:01że choćby mnie i kto chciał wykraść,
01:02:03to ja się wykraść nie dam.
01:02:05Nie potrzeba mnie strzec, bo ja się sama strzegam.
01:02:08No, niechże i tak będzie, kiedy inaczej być nie może.
01:02:12Ale Pana Figaszewska pojedzie z Wami.
01:02:14Na taką słotę tyle fatygi.
01:02:16Tak będzie jak postanowiłam.
01:02:18Ależ róbmy jak ciocia każe,
01:02:21bo ona wie najlepiej.
01:02:24No, Pana Migaszewska pojedzie.
01:02:26Puch.
01:02:28O, przecież spocząć mogę.
01:02:33Ja tylko, ja mogłam dojść prawdy i wydobyć dowód nie do zaprzeczenia z żartu Julki.
01:02:41Zadziwili się.
01:02:43Ja się dziwię, ja to lubię.
01:02:45Nareszcie i bez tego dowodu trudno było wątpić.
01:02:48To przecie człowiek.
01:02:50Ugrzeczniony to widać na nim polor dworski,
01:02:54a tamten gbur pan Skalski.
01:02:59Wielka figura, półmętka, półgłupca.
01:03:04Bardzo przepraszam.
01:03:11Bardzo przepraszam, ale nie było sposobu.
01:03:14Musiałem wejść do jej salonu w stanie arcy nieprzyzwoitym.
01:03:17Ale trzeba także wyznać, że myśl nienader szczęśliwa.
01:03:21Ścieżki zamiast wysypywać żwirem, wybijać gliną.
01:03:25A jeszcze dziwniej stawiać mostek ze spróchniałej brzeziny.
01:03:28Niby to ryztik pitorewski, a to jak łapka na kuny.
01:03:33Ale stało się, wygląda mnie go dziwnie.
01:03:36Gdyby nie ogrodnik, ryztik pitorewsk, pitorewsk, szkaradziejstwo, szkaradziejstwo.
01:03:42Bardzo mi przykro, że pan w moim ogrodzie doznałeś małej nieprzyjemności.
01:03:47Nieprzyjemności, prawda, ale małej, przepraszam bardzo, bo bardzo wielkiej.
01:03:52Miło by mi było wynagrodzić panu gościnnym przyjęciem, ale niestety są okoliczności.
01:03:59Wiem, wiem i aby te wszystkie okoliczności usunąć, oświadczam pani, że jestem zdecydowany żenić się z panią Malską.
01:04:05A?
01:04:07Tak, jestem zdecydowany.
01:04:10Za późno, bo moja siostrzenica jest już narzeczoną.
01:04:15Wiem, wiem, jest moją narzeczoną.
01:04:19O, wyraźnie wariat, panu Fikert, by się stańsła.
01:04:23Oto jest list mego stryja.
01:04:26Ale ja nie mam honoru znać stryja pana Skalskiego.
01:04:31Ależ przez Boga Żywego.
01:04:33Chcielże pani raz rzecz zrozumieć list od mego stryja, radcy Stanu Tulskiego.
01:04:38Co, co, co, co to znaczy?
01:04:40Proszę czytać.
01:04:42Zostań zresztą tamty.
01:04:44Ja mi polecam, że zawsze Alfred, Alfred, a to pan, pan jest Alfredem.
01:04:54I zawsze nim byłem.
01:04:57A tamten, że?
01:04:59Kapitan Barski wszakże na wstępie powiedział.
01:05:02Ach, panie Alfredzie.
01:05:04Panno Fikert, ależ oni pojechali.
01:05:08Jak to pojechali?
01:05:09Kto, gdzie?
01:05:10Tamte z Wandą dla Boga.
01:05:12Wykradł ją?
01:05:13Nie, ja ich wyprawiłam na spotkaniu mojej siostry.
01:05:16Jakże pani mogła coś podobnego zrobić?
01:05:19Jak mogłam, jak mogłam, jak pan mogłeś narobić takiego zamieszania.
01:05:26Ale biegajże, biegaj.
01:05:28Może jeszcze nie odjechać.
01:05:30Śpiesz, żeście pan.
01:05:31Śpiesz się.
01:05:35Ale taka wilgoć i przeciągi.
01:05:37Uuu, co za flekwastryj.
01:05:38Pana byłby już dwa razy przez okno wyskoczył.
01:05:41Co to za generacja.
01:05:42I byłby dwa razy wpadł w głoto, jak wpadł raz jeden jego synowiec.
01:05:46No prędzej, prędzej.
01:05:48A może już odjechali?
01:05:50Nie mogą być daleko.
01:05:52Dogonisz ich pewnie za brano.
01:05:53O, o, o, nie.
01:05:55Miałbym jak Pudel biegnąć za pojazdem i szczekać jeszcze nurze.
01:05:59O, nie.
01:06:00To mogłoby mnie okryć niczym niestartą śmiesznością.
01:06:02W całym dyplomatycznym świecie.
01:06:04Nie, nie.
01:06:06Nic się nie stało.
01:06:08Wszystko w porządku.
01:06:10Jesteś Waćpanna.
01:06:12Jestem.
01:06:14Nie pojechaliście.
01:06:15Owszem.
01:06:16Co?
01:06:17Pojechali.
01:06:18A Waćpanna?
01:06:19Ja zostałam.
01:06:20Widzę, ale dlaczego Waćpanna została?
01:06:23Bo miejsca dla mnie nie było.
01:06:25Miejsca nie było?
01:06:26W moim poczwórnym koczu?
01:06:28Maciej nie zapszągł.
01:06:30Myśląc, że pani kasztelanowa Dobrodzika nie zechce jechać tak wielką słotę.
01:06:35Ach, głupiec.
01:06:36Tak jest.
01:06:37Ale jakże mogli pojechać?
01:06:39Mów żewać Panna.
01:06:41Jego mój Dobrodziej leskawie przysłał swój pojazd.
01:06:45Dobrze.
01:06:46Z...
01:06:47Złamany?
01:06:48Ale gdzieś tam złamany.
01:06:49A wszak, wszak mówiłeś.
01:06:50Był to wybieg, aby wejść do jej domu.
01:06:52Wybieg?
01:06:53Zaraz zgadłam, zaraz powiedziałam, panna Figaszewska.
01:06:57Ale trzeba wyznać, że koncept za stary.
01:07:00Ja też nie roszę sobie prawa do przywileju na nowe wynalazje.
01:07:03No dobrze. I dlaczego pan dałeś swój pojazd?
01:07:04Dlaczego, dlaczego? Aby go stąd wyprawić jak najszybciej.
01:07:07Sam nawet chodziłem, ale...
01:07:09Ale co to powtarza?
01:07:10Dziś tych pitoresp, pitoresp...
01:07:11No tak.
01:07:12Zalewać Panna mogłaś jechać i w pojeździe Pana Tulskiego.
01:07:15Za ciasny.
01:07:16Za ciasny?
01:07:17Ale na dwie osoby bardzo wygodne.
01:07:20Wielkie szczęście.
01:07:22Kazałam zapiąć firanki.
01:07:24Zapiąć firanki.
01:07:26Coraz lepiej.
01:07:27Wszystko w porządku.
01:07:29Piękny porządek.
01:07:30Pojadą jak w pudełku.
01:07:32Milczpać Panna.
01:07:34Jak w pudełku feta compli, mościa dobrodziejka.
01:07:37Proszę aż Pana.
01:07:38Feta compli.
01:07:39Akceptuję go jako taki, radzę uczynić to samo.
01:07:42Inaczej ściągniemy na siebie śmieszność w całym dyplomatycznym i niedyplomatycznym świecie.
01:07:46Ale co tam śmieszność?
01:07:48Śmieszność mościa dobrodziejką. Gorsza śmierci.
01:07:51Ale ja dałam słowo Panu Radcy.
01:07:54Z boleścią serca muszę w jego i w swoim imieniu od danego słowa uwolnić.
01:08:00Tego się nie spodziewałam.
01:08:05Są Pani zdarzenia, których spodziewać się nie można.
01:08:09I których najbystrzejszy rozum przewidzieć nie może.
01:08:14Czy kto słyszał, aby dwóch ludzi z dwóch końców świata zjechało się w jednej godzinie i oba dwa z bliznami na czole?
01:08:24Tego jeszcze nikt nie widział, Pan Nofigaszewska.
01:08:28Nikt nie widział.
01:08:30Otóż jestem. Otóż jestem.
01:08:35Jak się masz, Figa Szesiu?
01:08:39To Pan Tulski zapewne.
01:08:44Do usług.
01:08:45Zaraz za wsią spotkałam Twoje dzieci. Już się zupełnie porozumieli.
01:08:50Co za szczęście.
01:08:51Barski przeprosił Wandę. Wanda przebaczyła.
01:08:55Etcetera.
01:08:56Wanda, jakże mogłaś.
01:08:58Ależ kochana Ciociu, wszak ja zrobiłam, co kazałam.
01:09:01Posłuszeństwo przekładne.
01:09:02Stało się, co tu rozbierać.
01:09:04Połącz ich siostruni i koniec.
01:09:07Ja jestem tego zdania.
01:09:08Poczciwy sekretarz.
01:09:10Nie wahaj się Pani, bo zginiemy.
01:09:12A więc Pan Barski. Kapitan?
01:09:17Najdokładniejszy.
01:09:18Barski.
01:09:20Barski, dobry, poczciwy, kochany. Prawda, Wanda?
01:09:24Ależ ciociu.
01:09:26Ależ ciociu, ależ ciociu.
01:09:28No to nie, kochany, ale za to...
Be the first to comment
Add your comment

Recommended