Trzy dni po narodzinach swojego dziecka, 33-letni Steven Justin Ayers celebrował przybycie jego pociechy do domu. Nie wiedział jednak, że będą to jego ostatnie chwile, które spędzi z synem. Tego samego wieczora 62-letni Charles Shisler, który mieszka w sąsiedztwie dużo wypił. Nie do końca wiadomo dlaczego, ale Shisler wziął do rąk pistolet i ten wystrzelił. Nabój przeleciał ponad 60 metrów, przebił szybę w domu Shislera, później 20metrów krzaków, przebił szklane drzwi domu Ayers'a i trafiła go w tył głowy. Zmarł na miejscu. Po chwili na miejscu pojawiła się policja. Na początku Shisler nie chciał współpracować ale w końcu przyznał, że to on wystrzelił i powiedział policji gdzie ukrył broń. Z tego pistoletu strasznie ciężko się strzela -- mówił Shisler -- musisz mocno się namęczyć, żeby wypalił. Shisler został aresztowany i oskarżony o zabójstwo oraz nielegalne posiadanie broni. Poziom alkoholu w jego krwi 4 godziny po aresztowaniu nadal wynosił .079. podczas gdy dopuszczalny limit by prowadzić w tym stanie to .08. Skoro nie był wystarczająco trzeźwy by prowadzić samochód, na pewno nie był w stanie kontrolować broni, którą trzymał w ręce. Ayers i jego żona pracowali razem występując w zespole muzycznym oraz dając lekcje muzyki. Kupili dom mniej niż rok temu, by rozpocząć w nim rodzinne życie...