Więc załóżmy, że zatrzymujesz się na czerwonym świetle i masz ochotę na mały wyścig swoim Ferrari. Patrzysz, a obok ciebie staje mały, biedny garbusie...ooo...czekaj, czekaj...czy to ogień? Tak, tak, to ogień. A koleś w środku to Ron Patrick, inżynier z Stanford. Zamontował on silnik odrzutowy w swoim Volkswagenie Beetle i jeździ nim po Silicon Valley – legalnie. A tak to działa: 136 kg silnik należał wcześniej do śmigłowca latającego dla marynarki wojennej U.S. Później dorwał się do niego Ron poprzekręcał parę śrubek i wrzucił silnik na tył swojego auta. Teraz jego garbus ma 1350 koni mechanicznych...nieco więcej niż oryginalna stówka. Kiedy włącza silnik musi otworzyć szyberdach i okna, by zapewnić wystarczający dopływ powietrza. Aha i z silnika wylatuje 15 m płomień kiedy Ron jedzie z pełną prędkością, której i tak nie może zmierzyć bo maks na jego liczniku to 225km/h. Ron uruchamia silnik tylko w nocy, kiedy na drodze nie ma innych samochodów. W przeciwnym wypadku używa przedniego, oryginalnego silnika. Jeśli to nie robi na was wrażenia, popatrzcie jak wygląda skuter żony Rona...